- Życzenia na Nowy Rok
- 'Pierwsze Klubowe Spotkanie Zimowe
- Czerwcowa wizyta Szwedów
- Już jest Stowarzyszenie SAAB-GT Classic
- Krakowska Noc Muzeów 2013
- Leopolis Grand Prix 2013 - relacja
- Mail od Matsa Lenngrena
- Muzealne rajdowanie
- Saabami w świat – wyprawa na Saab Festival 2013
- Saab GT-Classic w Mieście Łodzi
- Stowarzyszenie Saab GT Classic
- Szwecja. Trollhattan. Saab Festival 2013
- Tadeusza SAABy
- 60 lecie rozpoczęcia produkcji SAABa
- Relacja ze startu Rajdu Monte Carlo Historique
- 26th International SAAB Club Meeting 2008 Latvia
- Första Riksträffen av Veteransaabar, Krosinko 8-10 maj
- Automobilista nr 111. Pierwszy Krajowy Zjazd Zabytkowych Saabów, Krosinko 8-10 maja
- Fabryczka 2010
- Młody Technik 1974r.
- Od samolotu do samochodu
- Pamięci Joanny Lidii Brodnickiej
- Rygas Motomuzejs
- Saabem do ślubu
- Moje Saaby
- Festiwal Saaba 2007
- 50 rocznica zwycięstwa Erica Carlssona w RMC
- A letter to Saab Clubs
- Automobilista 05/2010
- Galeria Targi Sztuki
- Historia szwedzkiego przemysłu motoryzacyjnego
- III Zjazd Zabytkowych Saabów, Mosina 2012
- III Zjazd Zabytkowych Saabów w Mosinie
- Krotki nos, długi nos
- Książka "Saab" D. Kamiński
- Księga gości wystawy
- Ljungbyhed 2006
- Moje Trollhattan 2007 (My Trollhattan 2007)
- Mosina 2012
- Muzeum Saaba odkupione
- Ryglice 2009 - relacja Krzysztofa
- Rynek samochodów zabytkowych w Niemczech
- Saab (Översättning från polska)
- SAAB-bilar i Mosina
- Saab 9-3 Turbo X
- Saab Art That Is Simply Amazing-Marek Maest
- Saabem z Kazimierza do Gdańska
- Saab maniac
- Saab po japońsku
- Saab w Wołominie
- Samochody Leszka (Leszek's cars)
- Stara miłość nie rdzewieje
- Szlakami i bezdrożami wielkopolskiej przyrody
- Upadek Muzeum Saaba w Trollhatan
- Vikingen
- W kuchni i w salonie (Wizyta u Erika Carlssona)
- Wyprawa do Szwecji 2006
- Wywiad z Martinem Sailerem
- Zamknięcie wystawy w Wołominie
- Zaproszenie - III Zjazd Zabytkowych Saabów w Mosinie
- Z cyklu: w koszulkach z Mosiny dookoła świata. Dziś: Michigan
Saabami w świat – wyprawa na Saab Festival 2013
admin, Wto, 2013-06-11 19:17
najnowsze
Pomimo niedawnych i nie do końca rozwiązanych zawirowań związanych z bankructwem Saaba, na szczęście niedoszłą likwidacją Saab Muzeum i wielu innych problemów, na przełomie maja i czerwca 2013 roku w Trollhattan odbył się Saab Festival.
W kolorowym międzynarodowym tłumie nie mogło zabraknąć grupy polskich miłośników klasycznych Saabów skupionych wokół klubu Saab GT-Classic z Kańczugi.
Wyruszyliśmy z Warszawy słonecznym przedpołudniem w środę 29 maja. Saabową kolumnę zmierzającą w szybkim tempie w kierunku Gdyni otwierał kremowy Saab 99 (1969) Hanki i Roberta Rowińskich, za nim podążały dwie V4-ki - czerwona (1971) Krzysztofa, Eli i Pawła Cybulskich i o rok starsza niebieska Marcina, Ewy i Oli Dąbrowskich, Polski Fiat 125p 1300 (1978) Bartka i Marty Kossowskich (awaria sprzęgła w ostatniej chwili uniemożliwiła im podróż piękną repliką Saaba Sport 1964) a tyły ubezpieczali Hubert i Franek Szymańscy ciągnący Sonetta V4 na lawecie (Sonett to niestety nienajlepsze auto na długie dystanse).
Na przedmieściach Gdańska czekał na nas Darek Kamiński, który niestety już wcześniej musiał zrezygnować z wyjazdu na festiwal. Eskortował nas do położonej przy trójmiejskiej obwodnicy restauracji, gdzie czekali na nas pozostali uczestnicy wyprawy: Gerard i Bożenka Basalak z Kołobrzegu (biały Saab 96 2T 1965) oraz nasi słowaccy przyjaciele Martin i Katka Pavelek (nowy Saab 9-5). Do kompletu brakowało jeszcze Tomka i Eweliny Podkowińskich, ale o nich za chwilę. Na spotkanie przyjechali też swoją niebieską 95 V4 Jarek, Asia i Wojtek Szymańscy. Zjedliśmy wspólnie obiad, miło porozmawialiśmy i ruszyliśmy do Gdyni na terminal promowy.
Podróż morska do Karlskrony upłynęła spokojnie i miło. Morze delikatnie kołysało, maszyny promu dyskretnie mruczały… Był to dobry czas na bliższe zapoznanie się uczestników wyprawy, wszak większość z nas spotkała się po raz pierwszy w życiu.
W czwartek rano po zjeździe na szwedzką ziemię ruszyliśmy na Zachód spotkać się z Tomkiem i Eweliną. Jako mieszkańcy Szczecina wybrali znacznie dogodniejszy dla siebie prom Świnoujście-Ystad. Będąc około godzinę jazdy przed nami wybrali na miejsce spotkania uroczy parking nad jeziorem w miejscowości Vittsjo. Tam właśnie ich kremowy Saab 96 V4 (1968) dołączył do naszej kawalkady.
W Vittsjo przydarzył się jedyny w czasie całej wyprawy problem techniczny. Saab Krzysztofa Cybulskiego odmówił zapalania „z rozrusznika”, ale wprawna ręka właściciela uzbrojona w młotek i klucz szybko uporała się z drobną „awarią na łączach”.
Pojechaliśmy więc dalej malowniczymi prowadzącymi głównie lasami szwedzkimi drogami. Charakterystyczny dla Szwecji niewielki ruch pozwalał na bardzo płynną jazdę ze stałą w niemalże prędkością. W rezultacie nawet stosując się do rygorystycznie przestrzeganych w całej Skandynawii ograniczeń uzyskiwaliśmy średnie prędkości rzędu niemal 80 km/h, które nawet wzrosły po wjeździe w okolicach Halmstad na wiodącą zachodnim wybrzeżem autostradę.
W okolicach Falkenbergu zjechaliśmy na stację benzynową uzupełnić paliwo w bakach. Nasze cztery 96-ki zajęły sąsiednie stanowiska przy dystrybutorach. Kiedy ostatnio w Szwecji widziano taki obrazek?! Stare samochody w zasadzie na codzień nie są tu często widywane, a już na pewno nie w takiej ilości w jednym miejscu. Nie dziwi zatem żywe zainteresowanie innych kierowców i personelu stacji.
Z Faklenbergu już tylko około godziny jazdy do Goteborga, drugiej co do wielkości szwedzkiej metropolii. A w Goteborgu – Muzeum Volvo. Postanowiliśmy „po drodze” je zwiedzić za radą Huberta, w zastępstwie Darka głównego organizatora, przewodnika i opiekuna naszej grupy, okrzykniętego mianem komandora. By nie pogubić się w korkach – daleko im do warszawskich, ale przecież wjeżdżaliśmy do nieznanego, milionowego miasta w godzinach szczytu – podzieliliśmy się na dwie grupy. Pierwszą prowadził Hubert, drugą Martin, obaj wspomagając się wskazówkami z nawigacji GPS. Dodatkowo czuwał Marcin, który na bieżąco informował przez krótkofalówkę prowadzącego kawalkadę o sytuacji z tyłu. Sprawna organizacja i dyscyplina kierowców sprawiła, że pomimo intensywnego ruchu, wielu rozjazdów, skrzyżowań ze światłami a nawet robót drogowych i nieprzewidzianych objazdów nasza grupa składająca się aż z ośmiu pojazdów nie „porwała się” ani na moment!
Położone w dzielnicy portowej w sąsiedztwie fabryki samochodów Muzeum Volvo jest znacznie obszerniejsze od Muzeum Saaba. Ale przecież dokumentuje ponad 80 lat historii firmy oprócz samochodów osobowych produkującej ciężarówki, autobusy, traktory, maszyny budowlane, silniki lotnicze, silniki do łodzi, generatorów prądu… (można by tak długo wyliczać). Szczególną uwagę zwróciły historyczne rajdówki Volvo PV544 i Amazon, także ze względu, że wielu rajdowych asów Volvo ścigało się też Saabami, że przypomnę choćby Carla-Magnusa Skogha czy Toma Tranę.
Z uwagi na dość późną porę i zmęczenie drugim dniem spędzanym w podróży zgodnie zrezygnowaliśmy z pomysłu zwiedzania miasta i ruszyliśmy dalej na Północ w kierunku Trollhattan. Po drodze gdy przejeżdżaliśmy przez most nad kanałem Gotha spotkała nas niespodziewana przygoda. Most, który okazał się być mostem zwodzonym, nagle zaczął się podnosić by przepuścić płynący kanałem sporej wielkości statek. W efekcie nasza grupa została podzielona: połowa pojechała dalej a połowa została przed mostem. Ci drudzy mieli za to okazję do zrobienia ciekawych zdjęć.
Przejechaliśmy przez Trollhattan ale celem naszej czwartkowej podróży był położony także nad kanałem Gotha ale kilkanaście kilometrów dalej Vanersborg, gdzie mieliśmy zarezerwowany hotel na pierszą noc. Na hotelowym parkingu drugi najrzadszy Saab w historii, model New 9-5 Sportcombi wyprodukowany w 2011 roku w ilości poniżej 30 egzemplarzy (seria przedprodukcyjna) tuż przed wstrzymaniem produkcji Saabów i upadkiem marki. Nie dziwi, że te auta są rozchwytywane przez kolekcjonerów. Mniej zrobiono tylko Sonettów Super Sport! Wieczór kończymy kolacją w hotelowej restauracji. Atmosfera wspaniała, humory dopisują. Wymieniamy wrażenia z podróży i pierwszego dnia w Szwecji. Wszyscy podekscytowani jutrzejszą wizytą w Muzeum Saaba.
W piątek rano po śniadaniu przegląd maszyn, mycie, wycieranie z kurzu drogi i …do Trollhattan! Na parkingu pięknie położonego na wzgórzu nad rzeką hotelu „Albert” Sonett zjeżdża z lawety i po chwili cała nasza kawalkada Saabów (o, przepraszam, jeden Duży Fiat) kieruje się do Muzeum Saaba!
Wokół muzeum parkingi już niemal całkowicie zapełnione. Kolorowy międzynarodowy tłum Saabów z różnych lat, od najstarszych ponad sześćdziesięcioletnich 92-ek po najnowsze, ostatnie produkowane Saaby New 9-5. Wyraźnie widać, że motywem przewodnim jest „SAAB Sport&Rally”. Dumnie prężą muskuły historyczne rajdówki, współczesne repliki w historycznych sportowych kolorach Torreador Red, Sunset Yellow, Opal Green i w fińskich barwach White&Blue a także wiele Saabów seryjnych o mniejszym lub większym stopniu modyfikacji sportowych, czy to technicznych czy to jedynie wizualnych. Lśnią chromy halogenów. We wnętrzach wzrok przyciągają Haldy, klatki bezpieczeństwa i fotele kubełkowe, zaglądając pod maski można zobaczyć dwugardzielowe gaźniki, sportowe filtry powietrza, kolektory cross-flow, w nowszych autach turbosprężarki i intercoolery…
Pośród Saabów niemałe zainteresowanie budzi Duży Fiat Bartka i Marty. Ale i nasze Saaby też się podobają. Wiele osób widząc naklejki klubowe zagaduje o Kańczugę. Warsztat Gienia ma wśród saabowiczów na świecie opinię jednego z najlepszych! Spotykamy znajomych z całego świata: Gerdę Persson w perfekcyjnym Saabie 96 GL (malowany w Kańczudze!), rajdowca i saabowego guru Fredrika Ekendahla - tradycyjnie kombi 95 GL z piekielnie mocnym i głośnym granatowym „długim nosem” Sport na lawecie, Torbjoerna Carlssona w czarnym „krótkim nosku” (też Made in Kanczuga), Andre Ruckenbauera i Matina Seilera (kolejny Saab z Kańczugi) z austriackiego klubu Saaba, Jaapa Nooij’a w czerwonym Granturismo 850, pamiętanego z „drugiej” Mosiny Fina Gustava, włoskiego miłośnika Sonettów Antonio Pellegrino… Jest też oczywiście saabowy obieżyświat Ian Studley z Anglii i jego sfatygowany ale wciąż dzielnie przemierzający rok w rok tysiące kilometrów beżowy Saab 95 V4 (nie dawniej niż dwa tygodnie temu byli na Rajdzie Nocy Muzeów w Rzeszowie!). Są polscy znajomi z Saab Klub Polska: znająca chyba wszystkich Szwedów Kasia Tereszkowska, Michał Lenart, Marcin Gabrowski z rodziną (spotkani przez nas już w Muzeum Volvo), prezes SKP Wicio…
Zwiedzamy muzeum! Dla absolutnej większości z nas, która jest w Trollhattan po raz pierwszy to doniosła chwila. Ale i Hubert pamiętający jubileuszowy festiwal na sześćdziesięciolecie Saaba w 2007 roku wydaje się być nieźle podniecony. Znów zobaczyć na żywo Ursaaba, Paddana, Monstera, Catherinę i Formułę Junior – nieocenione!
W muzeum spotykamy Erika Carlssona. Jak zawsze otoczony wianuszkiem wielbicieli. Miłe pogawędki, autografy, wspólne zdjęcia. Jest nam niezmiernie miło, gdy widząc grupę z Polski Erik wyraźnie ożywia się i bardzo serdecznie nas wita. Wspomina zloty w Mosinie, polską gościnność i wspaniałą atmosferę. Traktuje nas jak starych, dobrych przyjaciół. Pyta o Krzysztofa Rozenblata, prosi, by pozdrowić Paulinę (w Mosinie była jego kierowcą) i jej rodzinę. Podpisując album „SAAB” autorstwa Darka Kamińskiego pokazuje go przysłuchującej się z boku grupie Szwedów mówiąc: „To najlepsza książka o starych Saabach, jaką znam!”. Dopytuje się o zapowiadane wydanie angielskie. Kilkukrotnie mówi, jak już teraz cieszy się na swój przyjazd do Polski w przyszłym roku na IntSaab 2014. Erik składa też autograf na grafice autorstwa Michała Woźniaka przedstawiającej Saaba 96 #283, zwycięzcę Monte Carlo sprzed pięćdziesięciu lat (podobną grafikę Erik otrzymał od nas w prezencie). Ta cenna pamiątka jest przeznaczona na aukcję charytatywną „Klara Power”, fundacji bliskiej miłośnikom zabytkowych Saabów.
W salach wykładowych muzeum trwają seminaria i wykłady. Dawni kierowcy, mechanicy, inżynierowie wspominają złote lata Saaba w sporcie. Hubert z Frankiem wysłuchują prelekcji bodaj najbardziej znanego z grupy tzw. „latających Finów” (zgadnijcie, skąd ten przydomek?) – Simo Lampinena. Po wykładzie jest okazja na chwilę prywatnej rozmowy. Fin okazuje się równie sympatyczny i otwarty jak Carlsson. Huberta szczególnie interesuje ciekawy epizod z Monte Carlo 1969, gdy Lampinen startując Sonettem V4 tak dobrze radził sobie na trudnych alpejskich trasach, że jako zbytnie zagrożenie dla faworyta gospodarzy został w dość nieczystych okolicznościach zdyskwalifikowany za rzekome ominięcie punku kontroli przejazdu. Lampinen wspomina też swoje starty sprzed lat na mazurskich drogach w okolicy Mikołajek („Macie tam krajobrazy i trasy prawie jak u nas w Finlandii”) i też już teraz zapowiada swój przyjazd na IntSaab 2014.
Martin Pavelek jedzie do położonych w północnej przemysłowej części miasta warsztatów serwisu ANA na wyprzedaż części do współczesnych Saabów. Właściciele nowych 9-5ek mają także niemałe problemy ze zdobyciem części do swoich wyprodukowanych w niewielkich ilościach auta więc wyprzedaże podczas festiwalu to dla nich nie lada gratka. Martin opowiada o ciekawej formie wyprzedaży: na placu stoją całe auta a zainteresowani (czasem całe rodziny!) wymontowują interesujące ich podzespoły. Nas trwająca równolegle wyprzedaż części do starych Saabów z magazynów muzeum jednak w sumie nieco rozczarowuje. Oferta dla naszych aut jest bardzo uboga. A nastawialiśmy się na dużo więcej!
Ale Trollhattan to nie tylko Saab! To także zabytkowy ale wciąż działający system śluz, tam i kanałów na kanale Gotha łączącym jezioro Vanern, szwedzkie „śródlądowe morze” z położonym nad Morzem Północnym portem w Goteborgu. Spacerujemy po malowniczych wyspach i groblach podziwiając wodne budowle. Niektóre pochodzą z XVIII wieku. Obok współczesne, nadal wykorzystywane, bo wiodący przez Trollhattan szlak żeglugowy ma wciąż duże znaczenie gospodarcze.
Na koniec intensywnego dnia idziemy całą grupą na spacer do Trollhattan. Doceniamy przy tym świetne położenie naszego hotelu – w cichej okolicy trochę na uboczu, ale ze wspaniałym widokiem na położone w „spacerowej” odległości centrum miasta. Mamy w planach kolację w jednej z urokliwych knajpek na nabrzeżu. Niestety, nie przewidzieliśmy, że podczas Saab Festival miasto pełne jest turystów i trudno o wolny stół dla …18 osób! Znajdujemy wreszcie odpowiednie miejsce przy głównym bulwarze miasta (ulica nosi oczywiście nazwę Kungsgatan). I znów kolacja w świetnych humorach, cudownej atmosferze. Pomimo późnej pory jest wciąż dość jasno. Wszak jesteśmy na północy a na niecałe trzy tygodnie będą tu „białe noce”. Po kolacji kontynuujemy miły wieczór na tarasach pokoi hotelowych. Rozmowy po polsku i trochę po słowacku, dowcipy, salwy śmiechu, wspomnienia wrażeń dnia do późna w nocy.
Sobotę zaczynamy śniadaniem na tarasie hotelowym. Cudowna pogoda, słońce, błękitne niebo, poniżej nas rzeka i malownicze centrum miasta. Co chwila daje się słyszeć z oddali odgłos dwusuwa. Jeden znacznie donośniejszy od innych – może to Fredrik odpalił swojego „granatowego diabła”?
Z hotelu jedziemy do dawnej fabryki Saaba (obecnie zakłady Saab NEVS) na start krajoznawczego „Family Rally”. Dostajemy mapy i itinerery z opisem trasy. Ale zaczynamy od prób sportowych. Trasę slalomu należy pokonać dwukrotnie, na starcie i na mecie rajdu, w możliwie tym samy czasie. Wyrównuje to szansę aut ze słabszymi silnikami. Jednak trudno zachować taktykę i jechać w spokojnym, łatwiejszym do powtórzenia tempie. Adrenalina każe wciskać mocno gaz. Hubert i Franek ubrani w kaski idealnie dobrane kolorystycznie do Sonetta z piskiem opon i głębokim warkotem z wydechu dynamicznie pokonują slalom. Marcin Dąbrowski z Olą na fotelu pilota mocno przechyla swoją 96-kę w szykanach. Bartek wykorzystuje zalety tylnego napędu Fiata zacieśniając łuki. Pozostali „nasi” też im nie ustępują. Widowiskowe przejazdy Polaków dobrze wypadają na tle wyrachowanych, spokojnych przejazdów Szwedów. Może to oni mają większe szansę na dwa idealnie równe przejazdy ale to my zbieramy brawa!
Ruszamy na trasę rajdu. Itinerer prowadzi wąskimi, krętymi drogami. Mijamy szwedzkie domki jak zabawki. Od czasu do czasu na podwórku zamajaczy stary Saab. Po drodze rozwiązujemy zadania. Jedno jest naprawdę trudne: należy w minutę rozpoznać i przypisać do konkretnych modeli Saaba pięć części zamiennych. Nie jest łatwo! Wielu zawodników nie zdobywa żadnych punktów, ale honoru naszej grupy broni Tomek Podkowiński, który z czterema trafieniami plasuje się w absolutnej czołówce. Gratulujemy!
Po przejechaniu około 1/3 trasy zdajemy sobie sprawę, że czas płynie nieubłaganie i by zdążyć na jedną z największych atrakcji Trollhattan, musimy przerwać rajd. Jedziemy jeszcze do punktu widokowego nad brzegiem jeziora Vanern (ogromne jak morze, nie widać drugiego brzegu!) i wracamy do hotelu.
W sezonie turystycznym co sobotę można w Trollhattan podziwiać „Water Falls” – spektakularny zrzut wody z zapory. To największa atrakcja miasta, oczywiście obok Muzeum Saaba. Z wyprzedzeniem zajmujemy dobre miejsca na moście położonym poniżej zapory. Pod nami rozpościera się skalisty kanion, na dnie którego widzimy ledwie kilka kałuż. Punktualnie o 15.00 podnoszą się wrota pierwszej tamy i spieniona woda zaczyna szybko pędzić w dół wąwozu. Po chwili otwierają się dwie kolejne tamy i biała kipiel pędzi już całą szerokością kamiennego koryta. Towarzyszy temu huk wody i dochodząca aż do kładki położonego przecież dość wysoko mostu mgła drobniuteńkich kropelek wody. Cały spektakl trwa kilkanaście minut poczym wrota tam zostają znów zamknięte. Zauważamy, że zrzut tych gigantycznych mas wody spowodował spadek poziomu w górnym zbiorniku raptem o 10-15 centymetrów.
Wieczorem idziemy na oficjalną festiwalową kolację. W ogromnej sali kłębi się tłum gości. Niestety, organizatorzy nie we wszystkich punktach zdali egzamin. Do szwedzkich stołów z przystawkami i barów kilometrowe kolejki, opóźnienia, wrażenie ogólnego bałaganu, którego kulminacją jest nie podanie w ogóle ciepłych dań. A może powodem tego całego zamieszania jest wprowadzenie przez Tomka Podkowińskiego na salę trzech dodatkowych osób? Ale na szczęście nie przyszyliśmy tu wyłącznie na jedzenie. Bawimy się dobrze, co w sumie jest już regułą w naszej polsko-słowackiej grupie.
W hotelu wieczorem znów „imprezujemy” do późna. Ale Darku, nie musisz się obawiać! Nikt na nas się nie skarży. Ani na moment nie tracimy klasy i fasonu. Bawimy się za to przednio! Mieliśmy ogromne szczęście w sumie dość przypadkowo zebrać grupę tak różnych a jednak tak świetnie rozumiejących się i bawiących się ze sobą ludzi. Może to zasługa magii starych Saabów? Jedno jest pewne: gdyby nie Saaby zapewne nigdy nie spotkalibyśmy się w tym składzie!
Szkoda tylko, że tylu osób nie ma tu z nami: Gienia i Tadeusza – „ojców założycieli” naszego klubu Saab GT-Classic, „starej gwardii”- Krzysztofa, Marka, Leszka i Darka, z którymi byłem na moim pierwszym festiwalu sześć lat temu (przyp. autora), Ewy – najszybszej saabowiczki w Polsce (a może nie tylko w Polsce), Jacka, Jarka, Tomka i Bartka - wspaniałych kompanów zlotowych, Marcina i Grześka - młodego klubowego „narybku”…
W niedzielę nasz ostatni dzień w Trollhattan (oprócz Tomka i Eweliny - szczęściarzy, którzy wskutek pomyłki przy rezerwacji powrotnych biletów promowych zostają do poniedziałku). Po wczesnym śniadaniu jedziemy znów do muzeum. Na parkingu ustawiają się Saaby zgłoszone do konkursu elegancji. Spośród nich zostaną wybrane najciekawsze egzemplarze w poszczególnych klasach. Ale konkurs nie dla nas! Rozstrzygnięcie nastąpi, gdy My będziemy już daleko w drodze na prom. Niedziela jest też dniem giełdy części. Prywatni sprzedawcy rozstawili swoje kramy na dużym placu opodal muzeum. Przy odrobinie szczęścia można znaleźć potrzebne części, wyszperać jakiś okaz do kolekcji. Można też po raz ostatni zajrzeć do muzeum.
Przed wejściem do muzeum prezentacja żółtego bolida zbudowanego przez firmę Neo Brothers. To hybryda łącząca stylizowane, mocno ospojlerowane nadwozie Saaba 96 z zaawansowaną współczesną sportową techniką Saaba 9-3 z bardzo mocnym wyścigowym silnikiem turbo. Odsłonięcia bolidu, który od dwóch stał przykryty satynowym pokrowcem dokonują uroczyście Erik Carlsson i Simo Lampinen. Nie jest to może auto w stylu, za jakim przepadamy w Saab GT-Classic, ale było nie było zobaczyć warto!
Czas leci nieubłaganie! By zdążyć do Karlskrony na prom musimy już żegnać się z Trollhattan! Wyjeżdżamy z żalem, bo chętnie zostałoby się dłużej, ale też z radością w sercach i poczuciem, że dane nam było uczestniczyć w wyjątkowej przygodzie.
Droga do portu pomimo przechodzących kilkukrotnie ulew przebiega bez zakłóceń. Jak przez całą wcześniejszą drogę Saaby jadą żwawo i przede wszystkim niezawodnie. Nawet potencjalnie najsłabszy dwusuw Gerarda jedzie dynamicznie, bez żadnych kompleksów uczestnicząc w ruchu wśród współczesnych aut.
Korzystając z „wypracowanej” na trasie niecałej godziny zapasu przed zaokrętowanie się na prom zajeżdżamy jeszcze na krótki spacer do starej części Karlskrony. Na promie najpierw ostatnie spojrzenia na cudownie oświetlony promieniami wieczornego słońca szwedzki brzeg a potem pożegnalna kolacja. Po pięciu dniach spędzonych razem czujemy się jak w grupie dobrych, starych przyjaciół. Mamy nadzieję, a w zasadzie pewność, że nie jest to nasz ostatni wspólny wyjazd! Już nie mogę się doczekać, kiedy nasze Saaby znów wspólnie wyruszą w drogę!
- Hubert.